poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Jak to się zaczęło

Esej. Co to takiego jest? Czy ktoś kiedyś w szkole powiedział nam co to jest? Domyślam się, że coś pisanego. W naszej kulturze szkolnej termin nieznany. Nieśmiertelne tematy wypracowań to: „Charakterystyka Janka Muzykanta”, czy „Co miał na myśli Mickiewicz pisząc…”, ewentualnie ciągłe streszczania następnych rozdziałów z antologii jako własne myśli i opracowania. Najlepszy sposób aby znienawidzić ten przedmiot. Uczono nas o literaturze, a nie literatury. Nie umiemy samodzielnie poznać jej piękna. Dodam jeszcze, że to co my mieliśmy, to jeszcze betka. Obecnie małolaty takiego „Pana Tadeusza” przerabiają przez kilka lat. W każdym roku po kilka ksiąg. Dodatkowo muszą wiedzieć jaki jest rozbiór strof wiersza na sylaby, akcenty i takie tam. Żyć i nie umierać – chciałoby się powiedzieć.
Zatwardziały technokrata musiał wreszcie kiedyś zmięknąć. Zaczęło się nieoczekiwanie od najsłabszej strony. Od serca. Taka jedna wpadła w oko i nie było szans na wyjęcie (z oka oczywiście). Czego to nie wymyślałem, żeby wreszcie się umówiła. Książki można by napisać. Zastosowałem metodę zaskoczenia. Zadzwoniłem i powiedziałem, że mam jej coś ważnego do powiedzenia. NIE NA TELEFON! Przyszła do kawiarni i na pytanie co to tak ważnego mam jej powiedzieć odparłem, że właśnie mam imieniny. W odpowiedzi kazała pokazać sobie dowód osobisty. Dokładnie go przejrzała, potem oddała i taki był początek końca mojego kawalerstwa.
Tylko, co to ma do rzeczy? Ano to, że postanowiłem być oryginalny i kupić jej coś na prezent ślubny (oczywiście oprócz pierścionka z diamencikami). Grażka miała ciągoty do zbierania różnych niepotrzebnych rzeczy. Miała takie, nawet ładne pudełko, w którym trzymała różne ciekawe monety, które skądś miała. Lubiła je przeglądać i układać. Natchnęło mnie żeby kupić jej właśnie monetkę. Miałem 100 dolarów. Prawda, nikt już nie wie co to znaczyła taka suma w połowie lat 70-tych. Przelicznik wynosił 1do 100, ale nie to było ważne. W Peweksach (znowu czy ktoś pamięta co to było?) można było za to kupić cuda. Kupiłem jej dwie pamiątkowe monety srebrne 50zł i 100zł. W ładnych plastikowych etui. Zrobiłem tym furorę. A Grażka? Na drugi dzień poleciała i zapisała się do PTAiN (Polskie Towarzystwo Archeologiczne i Numizmatyczne). Zaczęła zbierać monety „na poważnie”. Pocieszałem się przez dłuższy czas, że przecież jest to lokata kapitału, że na pewno będzie można to sprzedać. Nic z tych rzeczy. To wszystko jest nie do sprzedania. Myślałem później, że spieniężymy trochę tego przy okazji budowy domku – też nie wypaliło. Dom zbudowałem, długi popłaciłem, a te kilka kilo srebra leży i śmieje się ze mnie.
Pomału zacząłem wciągać się w to zbieractwo. Specjalizowaliśmy się w monetach polskich i francuskich. Zainteresowało mnie co to było wtedy warte. Zacząłem wertować różne źródła. Stąd tylko mały kroczek do historii (kiedyś nie lubiłem historii, długo by o tym pisać). Dodatkowo Grażka zaczęła studiować ekonomię. Kiedyś przypadkowo wpadła mi w ręce jej „Historia gospodarcza”. Jak dla mnie okazało się to bestsellerem. Nagle wszystko zaczęło w bardzo przejrzysty sposób układać się w jedną całość. Skąd wojny i o co. Dlaczego to państwo upadło, a to nie…i tak dalej. Historia stała się dla mnie ciekawą. Odrobiłem z dużą nawiązką tą historię z liceum.
Moim młodym przyjaciołom, którzy też mocno boczyli się na literaturę wmawiałem, że nie o to chodzi, by wszystko polubić. Inteligentny człowiek – a nie ma innej drogi by być inteligentnym niż oczytanie – powinien przede wszystkim znać podstawowe dzieła danych epok i prądów w twórczości i wyrobić sobie własną o nich opinię. Wyobraź sobie, że skutkowało. Dla mnie najważniejsza stała się prawda, że można być technokratą i jednocześnie interesować się kulturą, literaturą, muzyką.

Brak komentarzy: