poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Rusztowanie

Czy wiesz co to jest rusztowanie warszawskie? Jednakowe elementy wykonane z rurek składane na przemian jak domki z kart tworzą „piętra” wysokości około 75cm. Można z nich tworzyć „filary” o dowolnej wysokości. Na najwyższym piętrze układa się podest i można z niego murować lub tynkować ścianę. Zakładałem na swoim domku antenę satelitarną. Wystarałem się właśnie o takie rusztowanie. Do pełni szczęścia zabrakło mi około 2 metrów. Załatwiłem to drabiną, która była ustawiona na górnym podeście i oparta o ścianę. Wszystko to działo się powyżej piętra na wysokości około 8-9 metrów. Po zamontowaniu anteny zawołałem specjalistę z odpowiednim przyrządem, aby ją precyzyjnie ustawił w kierunku satelity. Stałem na podeście i asekurowałem specjalistę trzymając drabinę. Specjalista podłączył czujnik, ale miał kłopoty z odczytaniem jego wskazań, bo czujnik chwiał się i nie widać było jego skali. Żeby mu pomóc wszedłem na dwa szczeble drabiny i chwyciłem przewód od tego czujnika. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie wystąpił moment odpychający drabinę wraz z rusztowaniem od ściany. W efekcie całe to rusztowanie zawaliło się i obaj spadliśmy na ziemię. Spadłem na głowę i poczułem jak coś strzeliło mi w kręgosłupie. Jak się później okazało to coś, to przemieszczenie się kręgów. W trzech miejscach. Były inspektor BHP, jakim byłem przez pięć lat nie zauważył, że rusztowanie nie jest podparte. W szpitalu zrobili mi a jakże, zdjęcie kręgosłupa i na tym zakończyła się kuracja. Dostałem tylko tabletki na uśmierzenie bólu. Po trzech dniach wywalili mnie do domu. Wcale się nie żalę. Przecież byli troskliwi. Nawet dali mi to zdjęcie.

Opisane wyżej zdarzenie miało miejsce w dwa lub trzy miesiące po przejściu na emeryturę. Od tego czasu minęło już okrągłe 10 lat.

Moja Mama była farmaceutką i pracowała w aptece. Wyssałem niejako „z mlekiem matki” jak to się mówi niezachwianą wiarę w to co powie lekarz. I ścisłe przestrzeganie jego zaleceń. Tylko co miałem zrobić w tym przypadku, kiedy nie było żadnych zaleceń. W młodości spotkałem się z krytyką znachorstwa. Była dla mnie bezdyskusyjna i jak najbardziej na miejscu.

Mieszkam w małej mieścinie około 3 tysiące dusz. Cała gmina liczy 7 tysięcy. Posiadamy około 10 kościołów (katolickie, prawosławne i grekokatolickie). W nasze rejony wysiedlano ludność z Bieszczadów i Beskidu Niskiego w ramach tak zwanej „Akcji Wisła” w czasie walk z bandami UPA. My to znamy tylko ze wspaniałego filmu „Ogniomistrz Kaleń”. W jednej z okolicznych wiosek mieszka sobie pewien chłopek. Jest KRĘGAŻEM. Dużo mnie kosztowało, aby zdecydować się pojechać do niego. Efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Facet zna wszystkie kości, jakie są w naszym ciele (chyba tylko oprócz tych w uchu). Gdy jakieś połączenie stawowe jest już zwyrodniałe wtedy nic nie robi. Uczucie jest niesamowite. Pod naciskiem jego palców kręgi wskakują na swoje miejsce. Funkcjonuję wtedy prawidłowo do czasu aż dźwignę coś ciężkiego. Mam luz psychiczny i nie oszczędzam się. Jak mi coś wyskoczy, to idę do pana Józka, a on zrobi co trzeba.

Mam siostrzenicę (córka mojej starszej siostry), która jest lekarzem. Specjalizuje się w medycynie wypadkowej. Wpadła do mnie, bo jechała na jakieś kilkudniowe sympozjum w Karpaczu. Pokazałem jej akurat świeżo wtedy zwichnięty kciuk. Powiedziała: „Wujek z tym to ty sobie już umrzesz”. Gdy wracała pokazałem jej co zrobił pan Józek. Nic nie odpowiedziała.

Medycyna ludowa ma w sobie ogromny potencjał. W Polsce jest wsadzona do wspólnego worka o nazwie znachorstwo i gusła.

Teraz najciekawsze: Ojciec pana Józka był znanym kręgarzem. Do tego stopnia, że któregoś razu przyjechano po niego wieczorem karetką ze szpitala. Całą noc siostry na ortopedii w Głogowie rozcinały pacjentom zagipsowane kończyny, on je prawidłowo nastawiał i później znowu były gipsowane, żeby nikt się nie dowiedział. To brzmi jak kawał, ale to prawda.

Na koniec mała refleksja. Jaką mamy służbę zdrowia - każdy widzi. Nie mamy jej wcale. Chciałoby się, żeby współczesna medycyna potrafiła przemóc się i zaadoptować niejedno z odkryć medycyny ludowej. Nie zawsze są to bezmyślne gusła. Polska medycyna nie umie tak banalnej rzeczy jak nastawianie zwichniętych stawów. Takiemu delikwentowi robi się, a jakże zdjęcie (chyba tylko dla udokumentowania wypadku) i zawija kończynę w gips w nadziei, że jak się uleży to może pomoże. Strach pomyśleć co by było, gdyby chcieli robić coś z kręgosłupem.

piątek, 25 kwietnia 2008

Wstęp na otwarcie

Czy tego chcemy, czy nie otacza nas wirtualny świat. Dociera wszędzie. Ciekawostką jest, że ten świat nie jest pisany. Jest oglądany i słuchany. Słowo pisane jest w absolutnym odwrocie. Znaczna część społeczeństwa stroni od pisania i czytania. Pojawił się nawet, jak na moje pojęcie, fenomen: nauka w szkołach czytania ze zrozumieniem. Termin absolutnie nie zrozumiały dla mojego pokolenia. Co zatem sprawiło, że blogowanie jest takie modne? Za czasów naszych babek modne były pamiętniki - sztambuchy jak mawiały. Były przeznaczone tylko dla właściciela. Można było po latach wrócić wspomnieniami do tych minionych chwil.
Obecnie, jak wydaje
się, duża część blogowiczów chce w swoich blogach przekazać swoje myśli, osądy o zaistniałych wydarzeniach i tematach, na których znają się. Są udostępniane do wiadomości publicznej, aby tym większa chwała spłynęła na autora.
Moim zamiarem jest pokazanie samego siebie oraz niewykluczone mojej historii. Czy ktoś to będzie czytał? Nie wiem. Czy ktoś będzie chciał czerpać z mojej skarbnicy doświadczeń i przemyśleń? Też nie wiem. Właściwie chcę robić to dla siebie. Będzie to mój pamiętnik i nie wykluczam, że ktoś to przeczyta.
No to Karol - powodzenia.