poniedziałek, 12 stycznia 2009

O Zwierzętach

Bardzo lubię telewizyjne programy ogólnoedukacyjne, szczególnie „Powiązania”. Podoba mi się cała konstrukcja myślowa audycji (właśnie powiązania) zmierzająca poprzez liczne ciekawostki ze świata nauki i wynalazczości do finałowego tematu.
Zwierzęta, chyba jeden z najbezpieczniejszych tematów oprócz pogody, nie tylko w zamierzchłej przeszłości, gdy na przykład wspomnienie o bocianie, że ma czerwony dziób było powodem do śledztwa w sprawie działalności wywrotowej, antysocjalistycznej oczywiście (fakt autentyczny, dotknął dyrektora Wrocławskiego ZOO).
Co mają wspólnego zwierzęta i kanał Sueski? Nic? A może jednak? Otóż w czasach, gdy w Egipcie rządził król Egiptu - dostojny (oczywiście zapomniałem imienia), Anglia i Francja widząc wielkie przyszłe korzyści mocno zabiegały o koncesję na jego budowę. Po sowitym opłaceniu wszystkich ministrów (w wyższych sferach nie dawało się łapówki, tylko prezenty) król zaprosił obydwu konkurentów (ambasadorów) na wspólną ucztę, na której miała być ogłoszona ostateczna decyzja. Gdy pojawiło się główne danie, czyli baranina, król własnoręcznie wydłubał ze łba rzeczonego barana oko i jako największe uhonorowanie wręczył je do zjedzenia ambasadorowi Anglii. Ten jak przystało na dżentelmena z odrazą odmówił zjedzenia. Król tedy zaoferował to oko Francuzowi, który przyzwyczajony do jedzenia różnych frykasów z przyjemnością je zjadł. Historia nie mówi co było powodem, że koncesję na budowę kanału dostali Francuzi, ale kto wie czy to oko nie przeważyło szali.
Moja siostra, gdy przeczytałem jej tą sensację, podczas najbliższych świąt Bożego Narodzenia zażądała, aby na stole pojawił się karp (nie smażony) obowiązkowo z oczami i wobec nas wszystkich biesiadników te oczy zjadła. Zachwalała je jako bardzo smaczne („dzikie” araby wiedziały co smaczne), lecz mimo zachęty jakoś nikt z rodziny nie zdecydował się na degustację.
Wiele lat później, gdy byłem już żonaty i dzieciaty wszedłem do sklepu mięsnego celem zakupu między innymi karmy dla zwierząt (psa), która była sprzedawana pod postacią kiełbasy. Po wejściu do sklepu, a była całkiem spora kolejka do lady, krzyknąłem ponad głową kolejkowiczów, i oczywiście tak jak to potrafię na cały głos, „czy jest psia kiełbasa!!??”. Sprzedawczyni kiwnęła mi głową, że tak, więc spokojnie stanąłem w kolejce. Stojąca przede mną pani obróciła się do mnie z dziwnym wyrazem oburzenia na twarzy, więc odpowiedziałem jej również tak, żeby wszyscy w sklepie usłyszeli: „tak lubię ją, tylko oczy wyrzucam”. Paniusia wyszła za sklepu. Ucieszyło mnie to ze zrozumiałych względów, bo przecież zmniejszyła się kolejka.
A co to ma wspólnego z tematem dzisiejszych moich rozmyślań? Chyba nic poza tym, że bardzo fajnie mi się pisało.

Brak komentarzy: